Tytuł po dachowaniu
Rajd Grodzki pisze własną historię, jednak jego czwarta edycja będzie korzystać z tras, na których 10 lat temu rozgrywano Rajd Magurski. Jeden z kierowców miał okazję ścigać się w obu imprezach, które mimo problemów były dla niego udane. Mowa tutaj o Robercie Lutym, który dzięki dwóm punktom zdobytym podczas zeszłorocznego Grodzkiego wywalczył tytuł w Motul Historycznych Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski.
Robert Luty i Dariusz Gurdziołek ukończyli zeszłoroczną edycję Rajdu Grodzkiego, jednak sportowa rywalizacja nie trwała dla nich zbyt długo. Dachowanie na pierwszym oesie oznaczało poważne uszkodzenia ich Subaru Legacy. W dodatku samochodu nie dało się przywrócić do pełni formy w warunkach rajdowego serwisu. Wielu by się w takim momencie wycofało, jednak nie Robert, który postanowił powolnym tempem dokończyć rajd i zdobyć dwa punkty, które w Motul HRSMP przyznawane są za start w rajdzie oraz dojechanie do mety. Jak się później okazało, te dwa punkty były decydujące dla losów tytułu.
– Zeszłoroczny Rajd Grodzki był bardzo ciekawą imprezą z bardzo wąskimi, a zarazem szybkimi trasami, jednak nam nie dane było ich w pełni sprawdzić. Na trzecim zakręcie pierwszego oesu wypadliśmy do rowu i zaliczyliśmy dachowanie. Z tego powodu uszkodziliśmy wahacze, zwrotnice, wydech, jedno z kół, szyby, karoserię, a także wiele innych elementów. Ja jednak nie lubię się poddawać, więc dojechaliśmy do mety bardzo wolnym tempem, co dało nam dwa punkty do klasyfikacji generalnej sezonu. Jak się potem okazało to dzięki tym punktom tytuł mistrza Polski w Historycznej Klasyfikacji Generalnej oraz w kategorii FIA 4 – powiedział Robert.
Robert dobrze wspomina również start w Rajdzie Magurskim, jednak wtedy również nie obyło się bez problemów. – W tamtej imprezie startowałem jeszcze Oplem Astrą i pamiętam, że sam przywoziłem auto na lawecie, praktycznie nic nie spałem i pojechałem opisać trasę. Budżet nie był wtedy zbyt duży, więc mieliśmy używane kolce, które nie były rewelacyjne, a już na pewno nie te założone na tył, które puściły na hamowaniu z dużej prędkości, co skończyło się w zaspie. Odkopywaliśmy się z niej przez godzinę, zrobiliśmy to jednak i w nocy naprawiliśmy auto, by przystąpić do drugiego etapu, który wygraliśmy. Ogólnie wspomnienia mam dobre i żałuję, że nie ma już rajdów zimowych w naszym kraju, bo bardzo lubię takie nawierzchnie – podsumował zeszłoroczny mistrz Polski.